wtorek, 12 lutego 2013

Django. Nowa jakość czy stary Tarantino ?

Na każdy film Tarantino czekam i czekam (3 lata)  i zawsze warto, ale tym razem wyszłam z kina i zapytana " jak film ? " nie wiedziałam co powiedzieć. Ja - osoba która na temat kina może rozmawiać godzinami! Tu wszystko jest majstersztykiem: zaczynając od pomysłu, a na genialnej muzyce (przeplatanka Beethovena, czarnego hip-hopu i Ennio Morricone) kończąc. Jeden wspaniały kawałek goni następny. E. Morricone jest tu wiadomym wyborem, gdyż film jest więcej niż inspirowany "spaghetti" westernem ( gatunkiem kina dziś niestety zapomnianym ). Są tu wszystkie smaczki mistrza i moja ulubiona z nim zabawa, pod przerysowaną pokazaną w groteskowy sposób przemocą trzeba wyszukać drugie, a nawet trzecie dno.


Ale zacznijmy od początku. 2-3 lata przed wojną secesyjną południe, Stanów Zjednoczonych i tu splatają się losy czarnego niewolnika Django ( Jamie Foxx ) oraz łowcy głów o niemieckich korzeniach dr Kinga Schultza, granego przez fenomenalnego Christophera Woltza ( mam nadzieję na drugiego Oskara dla tego Pana ). Łączą ich interesy: King jest na tropie złych braci Brittle i tylko Django jest w stanie mu pomóc. Korzyść jest obopólna: jeden zdobędzie po akcji nagrodę drugi wolność potrzebną do odnalezienia żony. Dr King postanawia towarzyszyć Django w tej podróży i tak obaj trafiają do posiadłości Calvina Candiego .

Co nietypowe dla Tarantino pod osłoną trudnego tematu  zrobił film o uczuciach: Django ryzykuje i zabija oprychów, aby odzyskać ukochaną, między czarnym byłym niewolnikiem a dr Kingiem rodzi się głęboka przyjaźń i poczucie odpowiedzialności ( szczególnie u Kinga ).

Tarantino ma w świecie kina opinie kpiarza i wariata, przez co może robić co mu się tylko zamarzy. Widział też chyba wszystkie nakręcone na świecie filmy i w jego głowie stworzyły one całkiem dobrą mieszankę. Tutaj może z przymrużeniem oka, ale poruszył dość poważny temat. Wśród amerykanów opinie na temat Django można porównać do tego co w Polsce działo się po premierze "Pokłosia". Na szczęście przez krytyków jego trochę chora wyobraźnia jest postrzegana jako wizjonerstwo, co z automatu daje mu wiele nominacji i nagród. A to cieszy, bo im więcej nominacji tym więcej widzów i na następny film będziemy krócej czekać ( marzenia :-) )


W skrócie to kolejny Tarantino skazany na etykietkę "kultowy".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz