piątek, 15 lutego 2013

Ośrodek Kultury Morskiej

Byliśmy w styczniu w Ośrodku Kultury Morskiej (Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku). W 2 godziny można się dowiedzieć jak budowano łodzie na całym świecie i czym się kierowano przy ich projektowaniu, ze względu na lokalne uwarunkowania np. materiałowe, można też powąchać 200 letniego buta, który wyłowiono z wraku na dnie Bałtyku oraz zobaczyć pod mikroskopem (i faktycznie potrzymać w ręku) równie stary kawałek materiału. Są też symulatory mostka kapitańskiego, radiostacji, łodzi motorowej oraz wiele innych zabawek dla małych i dużych dzieci ;-)




Najwięcej radochy sprawiają wszystkie "instalacje" interaktywne: jest tutaj zejście ewakuacyjne/ratownicze ze statku (trzeba iść na piętro wyżej i wraca się przez dziurę w suficie), model kontenerowca który trzeba upakować klockami "kontenerami" tak aby się nie przewrócił oraz model tankowca, który podobnie jak poprzedni model trzeba zatankować (obserwujemy przez szybkę jak model jest tankowany czarną cieczą przypominającą olej). 

Pierwsze kroki i tak wszyscy kierują w stronę basenu z różnymi modelami jednostek pływających. Jest to dość spory "akwen" o wymiarze mniej więcej 2 x 4 m, gdzie możemy sterować modelami zarówno z napędem silnikowym jak i żaglowym - w ścianach basenu są wyloty powietrza. Naprawdę świetna zabawa !

Nie będziemy tutaj opisywać po kolei wszystkich atrakcji - sami zobaczcie w wolnej chwili. Jest ekspozycja stała, piętro z zabawkami interaktywnymi oraz wystawy tematyczne. Na ostatnim piętrze znajduje się cafeteria i restauracja z tarasem zewnętrznym, z którego jest piękny widok na Motławę (ze względów pogodowych był zamknięty). 

Serdecznie polecamy !






wtorek, 12 lutego 2013

Django. Nowa jakość czy stary Tarantino ?

Na każdy film Tarantino czekam i czekam (3 lata)  i zawsze warto, ale tym razem wyszłam z kina i zapytana " jak film ? " nie wiedziałam co powiedzieć. Ja - osoba która na temat kina może rozmawiać godzinami! Tu wszystko jest majstersztykiem: zaczynając od pomysłu, a na genialnej muzyce (przeplatanka Beethovena, czarnego hip-hopu i Ennio Morricone) kończąc. Jeden wspaniały kawałek goni następny. E. Morricone jest tu wiadomym wyborem, gdyż film jest więcej niż inspirowany "spaghetti" westernem ( gatunkiem kina dziś niestety zapomnianym ). Są tu wszystkie smaczki mistrza i moja ulubiona z nim zabawa, pod przerysowaną pokazaną w groteskowy sposób przemocą trzeba wyszukać drugie, a nawet trzecie dno.


Ale zacznijmy od początku. 2-3 lata przed wojną secesyjną południe, Stanów Zjednoczonych i tu splatają się losy czarnego niewolnika Django ( Jamie Foxx ) oraz łowcy głów o niemieckich korzeniach dr Kinga Schultza, granego przez fenomenalnego Christophera Woltza ( mam nadzieję na drugiego Oskara dla tego Pana ). Łączą ich interesy: King jest na tropie złych braci Brittle i tylko Django jest w stanie mu pomóc. Korzyść jest obopólna: jeden zdobędzie po akcji nagrodę drugi wolność potrzebną do odnalezienia żony. Dr King postanawia towarzyszyć Django w tej podróży i tak obaj trafiają do posiadłości Calvina Candiego .

Co nietypowe dla Tarantino pod osłoną trudnego tematu  zrobił film o uczuciach: Django ryzykuje i zabija oprychów, aby odzyskać ukochaną, między czarnym byłym niewolnikiem a dr Kingiem rodzi się głęboka przyjaźń i poczucie odpowiedzialności ( szczególnie u Kinga ).

Tarantino ma w świecie kina opinie kpiarza i wariata, przez co może robić co mu się tylko zamarzy. Widział też chyba wszystkie nakręcone na świecie filmy i w jego głowie stworzyły one całkiem dobrą mieszankę. Tutaj może z przymrużeniem oka, ale poruszył dość poważny temat. Wśród amerykanów opinie na temat Django można porównać do tego co w Polsce działo się po premierze "Pokłosia". Na szczęście przez krytyków jego trochę chora wyobraźnia jest postrzegana jako wizjonerstwo, co z automatu daje mu wiele nominacji i nagród. A to cieszy, bo im więcej nominacji tym więcej widzów i na następny film będziemy krócej czekać ( marzenia :-) )


W skrócie to kolejny Tarantino skazany na etykietkę "kultowy".

poniedziałek, 4 lutego 2013

Spaghetti z chilli, sardynkami i rucolą



Szybkie i łatwe danie na obiad lub kolację. Przyznaję, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten przepis nie do końca przemawiała do mnie bułka tarta i chilli z sardynkami. Jednak głównie ze względu na inny podobny przepis (chilli i anchois) zaryzykowałem szybką kolację dla dwojga, po jakże ciężkim i męczącym początku tygodnia jakim jest poniedziałek. 

PRZEPIS
1. Rozgrzej oliwę na patelni (tak na "pół gwizdka", żeby się nie spaliła). Wrzuć 2-3 drobno posiekane ząbki czosnku i podgrzej przez chwilę, a następnie dodaj bułkę tartą. Całość po około 3-5 min powinna mieć złoty kolor. Dla smaku przypraw trochę solą i pieprzem. Przesyp całość na papierowy ręcznik i osusz z nadmiaru oliwy.

2. Ugotuj makaron "al dente" w osolonej wodzie, zgodnie z instrukcjami na opakowaniu - czyli pewnie jakieś 5-6min :)

3. W międzyczasie rozgrzej patelnię (najlepiej nie tą która przed chwilą była w użyciu), wylej olej z puszki sardynek i delikatnie go podgrzej, dorzuć czosnek i drobno pokrojone papryczki chilli. Pamiętaj, aby dokładnie usunąć pestki. Całość podgrzej przez około 3 min, a następnie wrzuć rozdrobnione sardynki. 

Wrzuć na patelnię odcedzony makaron i całość wymieszaj. Można dodatkowo przyprawić oregano oraz solą i pieprzem wedle uznania. 

4. Przed podaniem wymieszaj makaron z rucolą i bułką tartą (można też posypać bułką tartą gotowe danie na talerzu.

SKŁADNIKI:
3 - 5 ząbków czosnku (drobno posiekanego)
1/2 szklanki bułki tartej (najlepsza jest ta z czerstwego chleba)
2-3 papryczki chilli (drobno posiekane, bez pestek)
1 puszka sardynek w oleju, czyli około 120g
50 g rucoli (około pół opakowania)
sól, pieprz do smaku
makaron spaghetti

(modyfikacja przepisu Gordon'a Ramsay'a)